Witam. W ostatnim czasie byłem uczestnikiem Juwenaliów Politechniki Warszawskiej 2025. W tym poście przedstawię co poszło dobrze, a co poszło nie tak dobrze.
Piątek wieczór type decyzja
Jako że ostatnio wcześniej zaczynam robotę, to też wcześniej ją kończę. W piątek o 16:30 byłem już wolny. Jako że perspektywa spędzenia piątkowego wieczoru na afterze po Juwenaliach w Stodole była bardzo kusząca, zdecydowałem się z niej skorzystać. Tylko przed przedsięwzięciem tego kalibru ważny jest before. Także zdecydowałem się wybrać na OG piątkowego pioneera w strefie mtg, na którym miała uczestniczyć też legenda polskiego community pioneera – Chichotek. Jako talię wybrałem Boros Pię (aka Boros Skalds), która jest jedną z moich ulubionych, a żeby dodać smaczku, wybrałem bolid od poznaniaka z 2023, tylko ze zaktualizowanym sideboardem. Jako że talia jest chujowa (aby powiedzieć łagodnie), zrobiłem wynik 1-2-1. A potem poszliśmy klasycznie na bronxa na pola. Niestety na murku było dużo pał, więc zdecydowaliśmy się na picie przy og fontannie. Potem wróciłem z Szyszką na chatę, gdzie się przebrałem z dresów w jakiś nadęty strój do klubu typu materiałowe spodnie + polo. W międzyczasie strzeliliśmy parę bronxów i szlugów, co poprawiło humor. Potem pojechaliśmy do stodoły i bawiliśmy się całkiem zacnie.
Sobota
W sobotę wstałem ok. 14, a byłem umówiony z kumplem na rozgrzewanie machiny ok. 15:30. Byłem w mocnym niedoczasie, bo czas mi mega przeleciał na oglądanie Bomby, odcinków od 70 do 80 (czyli głównie śmierć Admirała Gwiezdnej Floty), ale na szczęście mój kompan wracał z kawalerskiego, więc zgraliśmy się idealnie. Wypiliśmy dwie połówki Soplicy Malinowej i poszliśmy na wyczekiwany drugi dzień juwenaliów PW.
Myslovitz
Dotarliśmy trochę spóźnieni na Myslovitz. Ogólnie nie wierzyłem, że ten zespół będzie w stanie dać dobry koncert, jako że nie ma jego dawnej twarzy – Artura Rojka. Ale dali mega czadu. Najbardziej podobał mi się utwór “Z twarzą marylin monroe”, bo akurat siedział mi w głowie tego dnia. Ale “Długość dźwięku samotności” i “Peggy brown” też goated.
Guzior
Po wypiciu bronxa i wizycie w toalecie, zaczął się koncert Guziora. Ogólnie bardzo go lubię, przez utwory typu “Płuca zlepione Topami” albo “Blueberry”, ale szczerze trochę zamulał. Traktowałem go jak bufor przed Otso.
Otsochodzi
Otsochodzi to literalnie goat polskiej sceny hiphopowej. Mój pierwszy koncert hiphopowy był właśnie jego występem w Proximie jak miałem 15 czy tam 16 lat. Ogólnie dał czadu, koncert w stylu polski Travis Scot, ale zabolał mnie fakt, że wypiął się na og fanów, grająć tylko dwa utwory z płyty Nowy Kolor (“Nowy Kolor”, “Nie nie”), a reszta była z nowych albumów. Ogólnie koncert dla newgenów, co jest samo w sobie całkiem ok, ale wydaje mi się, że zagrał praktycznie cały album Tarcho Terror, czyli koncert bardziej w stylu promocja płyty i wypięcie się na fanów. Osobiście pokochałem otsochodzi z albumów Slam oraz Miłość (ten jest mój ulubiony), a nie zdecydował się zagrać żadnego kawałka z tych płyt. Gdzie “Bon voyage” albo “Nagrania” (my personal favourite btw)?
Opętanie juwenaliów
Czarę goryczy przeważyło jednak to co stało się potem. Okazało się, że NIE BĘDZIE AFTERA W STODOLE. Organizatorzy pisali o jakimś afterze z tripsem, ale chyba nikt się nie spodziewał, że odbędzie się on na scenie, na świeżym powietrzu z deszczem. Widać było, że 80% osób spierdoliło po koncercie Otso, a wiele osób campiło przed Stodołą, licząc że jednak to jest niesmaczny prank. Nietsety okazało się, że jest to prawda, historyczny after w Stodole się nie odbędzie. Tragedia.
Aftermath
Zamówiłem więc ubera do Haze Baru, gdzie byli moi kumple ze studiów. Wypiłem kolejne pare bronxów i zawinąłem na hawirę, nadal z mocnymi emocjami we mnei, które wyrzucam w tym poście.
Ocena ogólna
Ogólnie tegoroczne juwenalia oceniam na 6/10, ale brak stodoły po dniu drugim dodaje -20pkt, także ostatecznie -14/20.